Czy jesteśmy właścicielami swojego czasu?

autorem artykułu jest Ryszard Skarbek

Obrazek

Zbliża się powoli kolejny długi weekend - 15 sierpnia. To przypomina mi o dwóch refleksjach, które narodziły się w trakcie weekendu majowego.

Pierwsza dotyczy tego jak planujemy swój wolny czas. I w ogóle na ile jesteśmy właścicielami swojego czasu, a więc i życia.
Tuż przed rozpoczęciem weekendu od wielu kolegów w pracy usłyszałem, że jeszcze nie wiedzą, co będą robić w trakcie wolnego. I złapałem się na myśli, że mnie tez bardzo często przytrafiała się taka sytuacja. Zrobiłem, co prawda duże postępy w tej dziedzinie, ale z pewną nieśmiałością musiałem przyznać się sam przed sobą, że jeszcze nie wiem, co będę robił na wakacjach. Niedobrze, kurcze, niedobrze.

Czy Ty musisz rezygnować z rzeczy, które lubisz, ze względu na różnorodne obowiązki?

Czy masz wymagającą pracę?

Czy jesteś pracującą matką, ojcem?

Czy czekają na Ciebie rzeczy, które MUSISZ załatwić, ale nawet nie masz na nie czasu? A co z tymi, które CHCIAŁ(A)BYŚ zrobić? (ale też nie masz czasu :-)

Gdybym zapytał Cię teraz jak daleko do przodu masz zaplanowane wydarzenie, które TY wybrałe(a)ś, jaka byłaby odpowiedz? Tydzień, dwa, a może kilka miesięcy?

I nie mam tu na myśli wakacji, na które trzeba pojechać, terminów obrony pracy dyplomowej, obowiązków związanych z dziećmi, bądź też z dalszą rodziną.

Jak daleko do przodu jesteśmy w stanie wybiec i zaplanować coś, na czym NAM zależy? Coś, czego MY naprawdę chcemy?

Jeżeli odpowiedz na to pytanie wyraża się w tygodniach, to jest wielce prawdopodobne, że w naszym życiu tańczymy do muzyki kogoś innego - nie do własnej.

Jeżeli wiec droga czytelniczko/drogi czytelniku znalazł(a)eś w tej refleksji coś znajomego - proponuje mały eksperyment.

Wybierz weekend, który wypada w kalendarzu za 6 miesięcy. I zaplanuj go dokładnie tak, jak TY byś chciał(a). A potem nie rezygnuj, żeby nie wiem, co. Niech raz na 6 miesięcy wszystko inne i wszyscy inni dostosują się do Twojego planu :-)

Druga refleksja dotyczy tzw. "spotkań po latach".
W każdy długi majowy weekend spotykamy się z kumplami ze szkoły średniej. Co pięć lat organizujemy większą imprezę, aby uczcić kolejną okrągłą rocznicę matury. Mieliśmy naprawdę świetną paczkę. Już wtedy kliku z nas zaczęło zajmować się tańcem towarzyskim. Inni grali na różnych instrumentach. Sami przygotowaliśmy program wokalno-muzyczny na naszą studniówkę. Sami napisaliśmy słowa piosenek, sami je zagraliśmy i zaśpiewaliśmy. I nawet mieliśmy własne układy choreograficzne. Aha, pisze używając wyłącznie rodzaju męskiego, bo to była czysto męska ekipa z technikum. I naprawdę ekipa niezwykłej urody, pełna różnorodnych indywidualności.
O naszych wyjazdach na praktyki wakacyjne nie będę tu pisał, bo akurat te historie nie nadają się do publikacji. Ale sądzę, że każdy (i każda) z nas miał(a) swoje "błędy młodości", które teraz wspomina się z nostalgią, niemniej jednak nie wszystkim można o nich opowiedzieć :-)

Wracając do spotkań majowych - w tym roku również spotkaliśmy się "ze starą ekipą". Każdy z nas ma za sobą już niezły kawałek życia, niektórych los doświadczył mocno. Jedni są akurat w tym dobrym okresie, inni przechodzą przez różnorodne kryzysy. Ale kiedy patrzyłem na nas wszystkich siedzących przy kawiarnianym stole, to doszedłem do wniosku, że od czasu, kiedy mieliśmy te 18-19 lat, tak naprawdę każdy z nas niewiele się zmienił w swojej unikalnej niepowtarzalności. I nie mam tu na myśli zaokrąglonych gdzieniegdzie brzuchów, czy tez powiększających się zakoli na czołach. Chodzi o to, że każdy z nas w środku był dalej tym samym "Rynkiem", czy tez "Perłą" - każdy zachował to coś, co jest tylko i wyłącznie jego, pomimo rożnych życiowych doświadczeń i kolei losu. KAŻDY BYŁ SOBĄ. I to było piękne :-)

Pozdrawiam Serdecznie

--
Ryszard Skarbek
Autor Bloga Tańcząc z Życiem

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

© 2008 Wszystkie prawa zastrzeżone.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode